~ Zamiast cytatu dzisiaj daję kilka informacji od autorki bloga. Z góry informuję, że mam mniej czasu na pisanie, brakuje mi weny... Od dzisiaj rozdziały będą dłuższe, w związku z czym pisanie ich zajmie mi więcej czasu. Dodaję dwóch nowych bohaterów, którzy pojawią się w rozdziale piątym. Jedną z dwóch "nowych" już poznaliście - to Jennifer, która występuje pod koniec tego rozdziału. Dodaję też podział narracji, każdy fragment opowiadany przez inną osobę będzie oddzielony trzema gwiazdkami.
- Boże,
Beatrice! Tak się martwiłam.. – zawołałam do przyjaciółki, po czym
rzuciłam jej się na szyję. – Ale jesteś poobijana.. Co Ci zrobili? – spytałam,
głaszcząc zaczerwienione policzki dziewczyny.
- Porwali mnie. No, taka jedna dziewczyna, niejaka Mesmerize
powiedziała, że ma tajną spółkę z Gerardem, że chcą mi zrobić coś złego.. Jak
Gerarda w mieście złapały fanki to kazał mi schować się za rogiem kamienicy,
żeby się na mnie nie rzuciły. Tam właśnie ta Mesmerize mnie złapała, było z nią
jeszcze trzech facetów. Związali mnie, wrzucili do bagażnika i wywieźli na
jakieś pustkowie. Spędziłam kilka godzin w takim garażu, później Mesmerize
gdzieś pojechała, zostałam z tymi facetami, oni wyszli i chwilę później
przyjechał Gerard, i zabrał mnie do domu.. – odetchnęła z ulgą, gdy po długiej
przemowie nabrała powietrza. Spojrzałam na przyjaciółkę ze łzami w oczach i nic
nie mówiąc przytuliłam ją, byłam jednak ostrożna, nie chciałam sprawić jej przy
tym bólu.
- Już jest dobrze. Nic się nie stało. Shelly, proszę,
przestań drążyć ten temat, ja chcę zapomnieć o tym zdarzeniu. Ma być tak, jakby
nic się nigdy nie stało. A teraz.. Pozwolisz, że porozmawiam z Gerardem? –
spytała, patrząc na mnie niewinnie. Kiwnęłam tylko głową i wyszłam z pokoju, jednak
zawróciłam i ustawiłam się przy drzwiach, aby usłyszeć ich rozmowę.
- A teraz mi to wyjaśnij. – powiedziała Beatrice.
- Dobrze. Kilka lat temu poznałem przemiłą Mesmerize Davis.
Piękną, młodą dziewczynę. Zakochaliśmy się w sobie i postanowiliśmy być razem.
Nasz związek zdawał się być idealny. Wtedy jeszcze nie byłem sławny, razem z
Mes uczyliśmy się w jednym liceum. Wszystko było dobrze, byliśmy szczęśliwi..
Do czasu. Mesmerize zwariowała. Urządzała mi awantury o to, że podrywam inne
dziewczyny, zaczęła wymyślać kłamstwa, zaczęła mnie obwiniać o rzeczy, których
nie robiłem. Cały czas wmawiała sobie, że jej nie kocham, że się dla mnie nie
liczy. W końcu wyjaśniłem jej wszystko. Miałem dość jej humorów, jej
zachowania, fochów.. Zerwałem z nią. Ta wpadła w histerię. Zaczęła mnie
śledzić, wysyłać mi jakieś dziwne listy, wpadła w narkomanię. Tych trzech
facetów to Erich, Ville i Johannes. Jej koledzy. Założyli jakąś armię i
postanowili, że będą mnie obserwować. A teraz, gdy Mes zobaczyła ciebie, wpadła
w szał. Teraz z tobą też tak będzie. Ona myśli, że jesteś moją dziewczyną. Chce
się ciebie pozbyć, zniszczyć ci życie. Skłamała, chciała zniechęcić cię do
mnie.. Ona po prostu jest zazdrosna. – wyszeptał Gee.
- Boże.
- Tak właśnie było, Beatrice.. Przepraszam, to moja wina. To
ja zniszczyłem ci życie. Gdyby nie ja, teraz byłabyś szczęśliwa. Przecież my
nawet nie jesteśmy razem, ale jej nie da się tego wytłumaczyć. Teraz oboje
musimy się przed nią bronić. Jest nie obliczalna. – rzekł Gerard i objął
dziewczynę ramieniem.
- Wierzę ci. Ufam ci, Gerardzie. Nie zepsuj tego. –
odpowiedziała dziewczyna, gładząc palcami jego skronie, szyję i ramiona.
Weszłam do sypialni, w której siedzieli moi przyjaciele.
- Niedługo przyjdzie Misha, Nathan i Doe. – oświadczyłam po
przeczytaniu smsa od przyjaciółki.
- O, Nathan i Doe przyjechali? – spytała Beatrice. Skinęłam
głową twierdząco po czym udałam się do kuchni aby przygotować coś do jedzenia. –
Będzie też Ray, Mikey, Daisy i Frank oczy wiście. Znaczy się, on już jest.
Frankie? – zawołałam, po czym uśmiechnęłam się sama do siebie. Chłopak
przyszedł do kuchni i przywitał Beatrice. Później podszedł do mnie. Musnął mój
policzek i wyjął z kieszeni kartkę. Założył kucharską czapkę i stanął przy
bufecie.
- Pozwolisz, że ja się tym zajmę? – spytał, unosząc brew.
Skinęłam głową śmiejąc się. Frank kucharzem? Czyżby ukrywał przede mną swoje
zdolności kucharskie? Ustąpiłam chłopakowi miejsca i usiadłam przy stole,
uważnie obserwując każdy ruch Franka. Mój ukochany biegał po kuchni i szykował składniki.
Usłyszałam dzwonek. Nie chciało mi się wstać, ale trzeba było wpuścić gości.
Wstałam, jednak zauważyłam że przyjaciółka mnie wyręczyła. Beatrice stała już
przy drzwiach i serdecznie przywitała Mishę, jej męża i córeczkę. Bez wahania
podeszłam do drzwi i przywitałam ich.
- Nathan, ale zrobiłeś nam niespodziankę.. Jak trasy? A ty,
Doe jak się trzymasz? – spytałam, uśmiechając się szeroko do dziewczynki. Ta
przytuliła mnie.
- Miło, że nas odwiedziliście.. – mruknęła Beatrice
zamyślona, ściskając dłoń Mishy. Wszyscy weszli do środka i usiedli przy stole
w salonie. Kiedy goście zajęli się rozmową ja wróciłam do Frankiego. Otworzyłam
szeroko usta ze zdziwienia.
- O mój Boże! – zawołałam, gdy zobaczyłam, że cały bufet
wypełniony był pysznościami. Na tacy leżało pyszne, pachnące ciasto, obok zaś
stała wielka, kolorowa salaterka z sałatką warzywną. Na wielkim talerzu leżały
tosty z serem i szynką. Na małym plastikowym talerzyku ułożone były różne
cukierki, ciasteczka, paluszki i chrupki. Na jakiejś tacy leżały ciepłe jeszcze
muffiny. – To jest niesamowite.. Ale jesteś zdolny. – powiedziałam z uśmiechem
i objęłam chłopaka. Przejechałam po wytatuowanych ramionach mojego ukochanego.
Wzięliśmy tace i zanieśliśmy wszystko na stół. Goście uśmiechnęli się. Ponownie
usłyszałam dzwonek. Tym razem poszłam do drzwi razem z Frankiem. Ujrzałam
Mikey’ego, Raya i Daisy. Ray poklepał Franka po plecach na przywitanie i wszedł
do domu. Mikey obejmując Daisy wszedł do środka. Beatrice spojrzała na nich
spode łba.
Wszyscy zaczęliśmy czule się ze sobą witać. Nathan
przedstawił się wszystkim chłopakom. Podali sobie ręce i zasiedli do stołu.
Usiadłam na kanapie z Frankiem i spojrzałam na gości. Zlustrowałam każdego po
kolei, próbując wyczytać z ich spojrzeń, co czują. Mój wzrok zatrzymał się na
Daisy, która siedziała ze spuszczoną głową zmartwiona, wyraźnie się nad czymś
namyślając.
- Gerard, chodź na chwilę. – powiedziała dziewczyna i
podniosła się z miejsca. Gdy oboje wyszli z pokoju Beatrice podeszła do mnie.
Westchnęła i nachyliła się nade mną, aby powiedzieć mi coś na ucho.
- Ona mnie już denerwuje. Najpierw zabrała mi Mikey’ego, a
teraz.. – zaczęła mówić, jednak przerwałam jej zdecydowanym gestem.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Widocznie ma do niego
jakąś ważną sprawę. Wiesz, odkąd się rozstali w ogóle ze sobą nie rozmawiają..
– odpowiedziałam i pociągnęłam dziewczynę za rękę. Usiadłyśmy wśród gości. Nie
zdążyłam się obejrzeć, jak minęło dobre pół godziny. Ci ludzie byli mi tak
bliscy.. Zarówno moje przyjaciółki, chłopcy z zespołu, Nathan i Doe.
Pogrążyliśmy się w rozmowie. Nathan opowiadał jak mija mu trasa. Powiedział, że
na jakiś czas zostaje w Detroit, ale nie na długo. Z drugiego pokoju dobiegł
jakiś wrzask, odgłos trzaskanego szkła. Wstałam i weszłam do sypialni, w której
siedziała Daisy z Gerardem. Ona płakała. A on patrzył na nią, jakby miał ją
rozszarpać na strzępy. W jednej chwili wszyscy goście zgromadzili się w miejscu
kłótni.
- To nie moja wina! – wrzasnęła Daisy. A ja próbowałam
domyślić się, o co im chodzi. Przewróciłam oczami. Tak zawsze kończyło się
każde nasze spotkanie – kłótnią. Zawsze tak jest. Westchnęłam próbując ich
uspokoić, jednak bezskutecznie. Gerard usiadł w kącie i zwinął się w kłębek.
Nic już nie mówił. Beatrice bezszelestnie usiadła obok. Łypnęłam okiem w
kierunku drzwi. Goście na szczęście zrozumieli mój gest i wyszli. Usiadłam na
łóżku obok Daisy. Pogłaskałam dziewczynę po ramieniu, próbując ją uspokoić.
Pierwszy raz widziałam, jak ona płacze. Była przecież taka.. Wytrzymała
emocjonalnie. Miała sporo problemów. Wobec niej oczywiście to nic takiego.
Wypierała się gdy mówiłam, że jest uzależniona od prochów czy alkoholu.. A z
resztą, nie to było teraz ważne.
- Co się stało, skarbie? – zapytałam, głaszcząc dziewczynę
po głowie.
- Ja.. Jestem w ciąży. Z Gerardem. – szepnęła wbijając wzrok
w ziemię. Byłam w szoku.
- Ty jesteś w.. Co?! – wyksztusiłam, kiedy ta wstała i
zakryła mi usta dłonią.
- Zamknij się! – wrzasnęła, po czym wyszła z pokoju. Opadłam
bez słowa. Beatrice miała szeroko otwarte usta. Widocznie od razu zrozumiała, o
co chodzi. Przytulała do siebie Gerarda, śpiewając mu jakąś kołysankę. Wyszłam
do przedpokoju, zawołałam Gerarda, Daisy, Beatrice i Mikey’ego. Wszyscy
patrzyli na siebie jakby mieli się zaraz pozabijać. Uspokoiłam ich zdecydowanym
gestem. Przewróciłam oczami i stanęłam w środku koła, które utworzyli.
- Uspokójcie się.. To nie jest koniec świata. Wiem, że
jesteście w konflikcie, bo Beatrice była zakochana w Mikey’m, Gerard z Daisy..
No nie ważne. To skomplikowana sprawa. Tak, tak, niby mówię to żeby mieć
spokój.. Nie. Jesteście moimi przyjaciółmi, nie chcę żebyście się kłócili.
Daisy jest Mikey’m. Przyjmijmy, że Beatrice jest z Gerardem. Daisy i Gerard
byli w związku, dopóki Daisy nie zdradziła go z Mikey’m, w którym zakochana
była Beatrice. Gerard i Daisy spodziewają się dziecka. Teraz pytanie, czy Gee
zajmie się tym dzieckiem jako biologiczny ojciec, czy Mikey zajmie się nim jako
partner Daisy. Macie jeszcze kilka miesięcy na przemyślenie tego. –
powiedziałam, po czym wyszłam z pokoju. Reszta wyszła za mną, pozostawiając w
sypialni Gerarda i Beatrice samych.
Bez słowa usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Tak,
Daisy sobie poszła, widocznie ja martwiłam się tym wszystkim bardziej niż ona.
- Beat.. Beatrice. Chodź. – powiedział do mnie Gerard i
wstał. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. W jednej chwili mój oddech
przyspieszył. Spojrzałam w oczy chłopaka, w których malował się niepokój.
- Przykro mi, Gerard.
- Rozumiem.
- Czemu Shelly stwierdziła, że jesteśmy razem?
- Nie zupełnie. Założyła, że tak jest. Na chwilę.
- No tak.
- Jeśli chcesz, możemy spróbować.
- Co? Gerard, wiem że jesteś w ciężkiej sytuacji, ale dla
mnie na razie jesteś tylko przyjacielem. Nie to, że znamy się za krótko, ale
mnie jeszcze nie przeszły uczucia do Mikey’ego, chociaż zachował się jak
dzieciak. Daj mi trochę czasu. Muszę nad tym pomyśleć. Darzę cię miłością, ale
przyjacielską. Nie chcę cię ranić, Gee.. Ale to tylko tyle z mojej strony.
- Dobrze, akceptuję twoją decyzję.
- Nie akceptujesz.
- No i co z tego?
- Taka z tobą jest rozmowa.. Pogadamy później. Idę do gości.
– powiedziałam, po czym wyrwałam się z objęć chłopaka.
Rozkoszowałam się właśnie ciastem przyrządzonym przez
Frankiego. Trzeba przyznać, że kucharz z niego niezły. Trzymałam na kolanach
Doe, uśmiechając się. Po mojej prawej stronie siedział Nathan, zajęty rozmową z
Iero. Odwróciłam wzrok. Zauważyłam, że Ray przygląda mi się intensywnie. Od naszego
spotkania w barze minęło już trochę czasu. W zasadzie to tylko się sobie
przedstawiliśmy. Najwyższa pora normalnie pogadać. Nie bądźmy dziećmi, gapimy
się tylko na siebie jakbyśmy języków nie mieli.
- Ray.
- Misha.
- Chodźmy pogadać. – zaproponowałam i wstałam od stołu,
przekazując małą Nathanowi.
- Dobrze. O czym chcesz więc rozmawiać? – zapytał Ray.
- O wszystkim. Znamy tylko swoje imiona. W końcu wszyscy
jesteśmy znajomymi, także powinniśmy coś o sobie wiedzieć.
- Jasne. Także.. Nazywam się Raymond Toro, mam 22 lata i
gram na gitarze solowej w My Chemical Romance. Mieszkam w Detroit, ale niedługo
wyruszamy z chłopakami w trasę koncertową po całej Ameryce. Interesuję się
muzyką. Byłem w kilku nieudanych związkach. Gram na gitarze od szkoły
podstawowej. Mam starszego brata, Erica. Urodziłem się w Des Moines, ale jak
miałem pięć lat moi rodzice rozwiedli się. Ojciec został z Ericiem w Iowie, a
mnie mama zabrała tutaj. To chyba tyle.. – powiedział, uśmiechając się do mnie.
Bardzo podobał mi się jego uśmiech. Zakręciłam kosmyk włosów wokół palca myśląc,
co ja mogłabym powiedzieć o sobie.
- Więc ja nazywam się Misha Wright – Johnson. Pochodzę z
Tennessee. W wieku dziewięciu lat przeniosłam się do Detroit. Mam męża Nathana
i Doe, jego córeczkę z poprzedniego związku. Przyjaźnię się z Daisy, Beatrice i
Shelly od dobrych dziesięciu lat. No.. To chyba tyle. Nie wiem, co jeszcze
mogłabym ci powiedzieć. O, interesuję się gotykiem. – rzekłam i ukazałam rząd moich
śnieżnobiałych zębów w uśmiechu.
- Ciekawe. – podsumował Ray i złapał mnie za rękę. Razem
wróciliśmy do salonu.
Tak. Po wszystkich kłótniach nareszcie postanowiliśmy się
ogarnąć i zjeść razem obiad, jak na przyjaciół wypadało. W końcu Shelly nie
zaprosiła nas po to, żeby się sprzeczać, tylko żeby spotkać się, porozmawiać i
spędzić ze sobą trochę czasu. Zajęłam miejsce obok Mikey’ego i przetarłam oczy
mokre jeszcze od płaczu. Chłopak uśmiechnął się i pogładził dłonią moje włosy.
- Będzie dobrze, Daisy. Nie myśl o tym teraz. – szepnął. Był
dla mnie taki czuły. Czy ja oby na to zasługiwałam? Jestem w ciąży z jego
bratem, zdradzam go, chodzę na imprezy, upijam się do nieprzytomności, a ten
głupek jest we mnie zakochany. Co mu padło na łeb? Ja byłam z Gerardem.
Mogliśmy być szczęśliwi, ale to przeszłość. Beatrice była zakochana w Mikey’m,
trochę mi teraz głupio, że jej go odebrałam. Ale to Mikey zaczął! Dobrze.
Spodziewam się dziecka. I to Mike będzie jego ojcem. Gerard znajdzie kogoś
lepszego, tym czasem ja będę szczęśliwa z jego bratem. Taki los. Uśmiechnęłam
się sama do siebie. Obecność młodszego Way’a podniosła mnie na duchu.
- Mój Kobra Kid. – powiedziałam, gładząc jego ramię.
- Moja Daisy. – odparł, przyglądając mi się badawczo.
Sięgnęłam po kolejną babeczkę. Fun Ghoul spoglądał na mnie z dumnym uśmiechem.
- Tak, są pyszne, Frankie. – rzekłam, śmiejąc się. Chłopak
widocznie tylko czekał na pochwałę.
Siedziałam na kolanach taty wsłuchując się w jego rozmowę z
panem Iero i Party Poisonem. Świat dorosłych jest taki inspirujący. Jak
dorosnę, zostanę taka jak tatuś, czy chłopcy z My Chemical Romance. I znajdę
sobie wspaniałego męża! Właściwie to chciałabym już mieć ze dwadzieścia lat.
Niby dorośli ludzie mają tyle problemów. Mówią, jak bardzo zazdroszczą
dzieciom, jak bardzo chcieliby teraz znów chodzić do szkoły. E tam, nie prawda.
Mimowolnie uśmiechnęłam się do blondyna, który przytulał do siebie czarnowłosą
Daisy. Po chwili zauważyłam, że mama zagadała się z jakimś panem w bujnej
czuprynie. Miał takie ładne, kręcone włosy. Podeszłam do niego i pociągnęłam go
za rękaw. Chłopak uśmiechnął się do mnie. Widocznie lubił dzieci.
- Cześć, mała. – powiedział, a jego uśmiech poszerzył się.
Mężczyzna wziął mnie na ręce i przytulił mnie do siebie. Zastanawiałam się, kim
on właściwie jest. Poprzedził moje pytanie. – Nazywam się Raymond Toro. Mówią
mi Ray. Albo, jak wolisz, Jet Star. – powiedział, trzymając mnie w swoich
ramionach. Tata spojrzał na Raya niezadowolony. Uwolniłam się z jego objęć i
pobiegłam do wujka Mikey’ego. On też miło mnie przywitał. Wziął mnie na kolana
i przytulił do siebie.
- Ale uważaj.. Nie dotykaj się mojego brzucha. – powiedział
i zaśmiał się, bo jak nie miało być, zabrzmiało to śmiesznie. Spojrzałam na
niego jak na głupka.
- Jesteś w ciąży? – spytałam lekkomyślnie, zastanawiając
się, co to właściwie znaczy.
- Nie. Miałem.. Wypadek. – powiedział Mikey i odsłonił
koszulkę, pokazując mi świeże jeszcze blizny po postrzale. Skrzywiłam się i
spojrzałam na niego ze współczuciem, po czym pobiegłam do mamy, która stała w
przedpokoju i szykowała się do wyjścia.
- Fraaaaaaaaaaaankie! – wrzasnęłam do ucha chłopakowi. Ten
spojrzał na mnie jak na wariatkę. Przetarł oczy i leniwie usiadł na brzegu
łóżka. Potrząsnął nerwowo głową, rozglądając się po sypialni.
- Dzień dobry. – powiedział chłopak z szerokim uśmiechem.
Wstał i objął mnie od tyłu. – Ma panienka ochotę na naleśniki? – spytał,
tłumiąc wybuch śmiechu.
- Na twoje zawsze. – odparłam uśmiechając się.
- Dobrze, biorę się do roboty. – odpowiedział, po czym
skierował się ku kuchni. Złapałam go w pasie zanim odszedł. Pocałowałam go
czule.
- Kocham Cię, Fun Ghoul. – szepnęłam, a uśmiech na mojej
twarzy poszerzył się. Chłopak spojrzał mi w oczy z powagą.
- Tylko dlatego, że dobrze gotuję? – spytał, jednak po
chwili wybuchnął śmiechem. Usiadł w fotelu i wskazał mi miejsce na swoich
kolanach. Podeszłam do niego grzecznie i usiadłam na wskazanym miejscu. Chłopak
zaczął mnie całować, kiedy rozległ się znajomy dźwięk. Dzwonek mojej komórki.
Westchnęłam cicho i wstałam z jego
kolan, jednak ten złapał mnie za rękę.
- Nie odbieraj. – powiedział i spojrzał na mnie błagalnie.
Przewróciłam oczami i poszłam po telefon. Nieznany numer. Wahałam się przez
chwilę czy odebrać, ale zdecydowałam się to zrobić.
- Halo? Shelly Rain? – spytał głos w telefonie. Od razu
wywnioskowałam, że to kobieta.
- Tak, to ja. Z kim rozmawiam? – powiedziałam z lekkim
zdziwieniem.
- Nazywam się Jennifer Mason. Wprowadziłam się niedawno do
Detroit, mieszkam niedaleko Sunset St. 12, znalazłam nieprzytomną dziewczynę..
Podejrzewam, że jest pod wpływem narkotyków. Miała przy sobie telefon i dowód
osobisty, nazywa się Daisy Fosher, a w jej kontaktach znalazłam pani numer.. Pani
jest znajomą Daisy, prawda? Czy mogłaby mi pani pomóc? – spytała rozhisteryzowana
kobieta. Zarzuciłam kurtkę na plecy, a mój oddech przyspieszył nerwowo.
- Sunset St. 12, dobrze. Zaraz tam będę. Proszę zadzwonić po
karetkę. – powiedziałam i rozłączyłam się. Frank spojrzał na mnie rozgoryczony.
Przymknęłam oczy.
- Dzwoń po Mikey’ego. Jakby chłopakowi było mało problemów..
– szepnęłam i spojrzałam na mojego towarzysza. Ten tylko pokręcił głową. – No dzwoń
do cholery! – wrzasnęłam, a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Mogłam
stracić Daisy. Mogłam już nigdy nie zobaczyć mojej najlepszej przyjaciółki,
którą pomimo wszystko kochałam nad życie.
~ Dzisiaj także daję więcej pozdrowień. Ćifna, Nattix, Miss Kiss, Bridesmaid, Razorblade, Sweet Blood, The Ayusz, Hey You, Peryl, Mery, Frankie, Mylene, Olq, Daga, Vampire Boy, Niva, Slipknot i oczywiście moja Domi, Wiki, Goodnite i Lenuś <3
Również dodaję do obserwowanych. W tej chwili nie mam czasu dokładnie przeczytać (szkoła...), ale postaram się nadrobić :)
OdpowiedzUsuńŚwietne! Czekam na ciąg dalszy..jestem ciekawa co będzie dalej .... i Dziękuję za pozdrowienia ;*
OdpowiedzUsuń♥
Dziękuję za pozdrowienia :D
OdpowiedzUsuńA rozdział bardzo ciekawy :)
Ooo, dostałam pozdrowienia :) Dziękuję.
OdpowiedzUsuńW końcu przeczytałam wszystkie rozdziały i...boże, to takie chaotyczne, a zarazem dramatyczne, psychologiczne...Czytając to Twoje opowiadanie po prostu stwierdzam, że moje to beznadziejna pisanina o niczym. A to...to jest z sensem. Pozdrawiam.