wtorek, 23 sierpnia 2011

Chapter One.

Diabeł ma beznadziejną pracę – musi codziennie użerać się z dupkami, pewnie jest znudzony jak cholera.



- Shelly, tusz! Beatrice, przynieś ciuchy! – rozkazywała Daisy. Jak zawsze przed wyjściem do klubu dziewczyny przesadnie się malowały i przebierały się po dziesięć razy. Nie rozumiałam zachowania moich przyjaciółek. To był tylko głupi klub, a nie pokaz piękności. Stałam już gotowa przy drzwiach od dobrych dwudziestu minut. Nie chcąc dłużej czekać, postanowiłam się wymknąć, niestety przyłapała mnie Shelly. Spojrzała na mnie wilkiem. Zrezygnowana westchnęłam i rzuciłam jej gniewne spojrzenie, tym samym prosząc aby się pospieszyły. Po kilku minutach wszystkie trzy stanęły przede mną w rzędzie. Uniosłam kąciki ust ku górze i zlustrowałam je wzrokiem.  Daisy miała na sobie granatową luźną koszulę, lateksowe czarne spodnie i wysokie szpilki w kolorze bluzki, włosy natomiast związała w kitkę. Beatrice jak zawsze wybrała tunikę, założyła jeansowe shorty i jakieś tenisówki, a włosy zakręciła lokówką, co sprawiło że wyglądała wręcz uroczo. Shelly. Tu już nie trzeba było nic mówić, wyglądała idealnie. Niesforne kosmyki czerwonych włosów spięła w koka. Lekkim makijażem podkreśliła rysy twarzy.  Założyła złotą, satynową sukienkę i  urozmaiciła kreację czarnymi dodatkami.  

- Gotowe. – oświadczyła szeroko się uśmiechając. Wyszłyśmy. Ulice Detroit jak zawsze o tej porze były puste. Nie minęło 15 minut kiedy znalazłyśmy się u celu, pod klubem River Rock. Weszłyśmy śmiało do środka, a spojrzenia wszystkich były na nas. Pociągnęłam za rękę Shelly i skinęłam głową w kierunku Daisy i Beatrice. Mrugnęłam do nich porozumiewawczo, a dziewczyny zaczęły szukać dla nas wolnego stolika. Shelly złożyła zamówienie. Zobaczyłam, że zajęły miejsce przy oknie.

- Należy się 20 dolarów. - powiedział uśmiechnięty kelner mierząc wzrokiem moją przyjaciółkę.
- Kurwa mać. - syknęła, po czym wyjęła z portmonetki pieniądze. Położyła na ladzie banknot i kilka monet. Mężczyzna spojrzał na nią pytająco unosząc brew. 
- Mówiłem o 20 dolarach.. - powtórzył, dalej szczerząc się do Shelly. Ta zatrzepotała rzęsami w ten sposób hipnotyzując chłopaka swoim urokiem. - Dobrze, tym razem ci odpuszczę, piękna. - rzekł, po czym poszedł realizować dalsze zamówienia. Poszłyśmy do stolika przy którym czekały na nas Beatrice i Daisy. Postawiłyśmy drinki na stoliku i rozsiadłyśmy się przy nim wygodnie, po czym zaczęłyśmy pić. Daisy jak zawsze zaczęła opowiadać o tym co robiła ostatniej nocy, na jakiej imprezie była, o tym jak uchlała się do nieprzytomności.. Miałam ochotę jej wpierdolić.Tak, moja przyjaciółka zdecydowanie nie miała lepszych tematów. Wódka, faceci, seks, prochy, imprezy.. To już było nudne. 
Nagle do klubu weszło czterech przystojnych mężczyzn. Na ich czele stał niewysoki, blady chłopak. Nie wyglądał na więcej jak 20 lat. Miał krótkie czerwone włosy i piwne oczy. Obok stał nieco wyższy, blondyn. Pół włosów miał wygolonych, a pozostałą część  ułożoną w irokeza. Gdzieś na boku stał niski chłopak w czarnych włosach, miał kilka kolczyków i tatuaży, a przy nim stał wysoki, umięśniony mężczyzna o bujnej czuprynie. Czerwono włosy rozejrzał się po barze wyszukując zapewne jakiejś ciekawej kobiety, do której mógłby się przysiąść. Zauważyłam, że cała czwórka zmierza w naszą stronę. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się cicho. Dziewczyny wpatrywały się w nich jak w obrazek, myśląc pewnie jakby ich uwieść. Nie, to zdecydowanie nie dla mnie.


- Nazywam się Gerard.. A to jest Mikey, Frank i Ray. – rzekł czerwono włosy, wskazując po kolei na swoich przyjaciół. Zaczęłam wszystko powoli analizować, aby dobrze zapamiętać imiona.

- Możemy się przysiąść? - wtrącił nieśmiało Mikey, po czym uniósł kącik ust ku górze spoglądając co jakiś czas w kierunku Daisy. Ona zaś odpowiedziała mu zadziornym uśmieszkiem. Zlustrowałam wzrokiem wszystkich chłopaków i kiwnęłam twierdząco głową.


- Oczywiście, że tak. - odparłam. - Jestem Misha, a to.. – zdążyłam powiedzieć, kiedy przerwała mi Daisy. Przewróciłam oczami i rzuciłam jej nienawistne spojrzenie, na co ona z resztą nie zwróciła uwagi. Przedstawiła się i zaczęła czule się z każdym witać. Chrząknęłam znacząco.

- Ah, tak. – powiedziała od niechcenia. -  To jest Beatrice, Shelly i Misha. – powiedziała z westchnieniem pokazując po kolei na każdą z nas. Wszyscy czterej bezszelestnie przystawili krzesła do naszego stolika. Mikey zajął miejsce obok Beatrice, Gerard przy Daisy, a Frank usiadł koło Shelly. Zauważyłam, że naprzeciwko mnie siedzi Ray. Przyglądałam się mu badawczo.  Uśmiechnęłam się lekko i – po chwili zawahania - wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.


- Misha Johnson. – oznajmiłam krótko, po czym uścisnęłam lekko dłoń mężczyzny. Ten delikatnie ją ucałował i odwzajemnił mój uśmiech. Zaczęłam nerwowo obracać kosmyk włosów wokół palca.


- Ray Toro. – odparł. Jego gest zrobił na mnie wrażenie. Był taki uczuciowy, męski.. Staroświecki, lecz romantyczny.  Znów się uśmiechnęłam. Zamyśliłam się. Zastanawiało mnie, co teraz robi Nathan. Mój mąż. Był teraz w trasie koncertowej ze swoim zespołem. Sława.. To nie dla mnie. Cóż, sam wybrał takie życie. Nie miałam zamiaru się w to mieszać. Jeżeli chciał tak żyć, nie mam nic przeciwko, choć chwilami za nim tęsknię. Z zamyślenia wyrwała mnie Shelly. Machnęła mi ręką przed oczami. Zorientowałam się właśnie, że przez cały czas patrzyłam na Raya. Westchnęłam cicho. Przyjaciółka rzuciła mi pełne złości spojrzenie. Przymknęłam oczy kuląc się lekko w fotelu. Znów myślałam. Choć nie chciałam myśleć. Cholernie nie chciałam myśleć. Nie tonąć w myślach, które nie dawały mi spokoju. Shelly już się odwróciła, więc nie było sensu żeby z nią dyskutować. Była zajęta rozmową z Frankiem. Przewróciłam oczami. Zerknęłam na Raya. Ten odpowiedział mi czymś na kształt uśmiechu. Wymienialiśmy się spojrzeniami. Dziwne uczucie, porozumiewać się bez słów. Znałam Raya od kilku minut, a już zaczynałam darzyć go sympatią. Zwykle trudno mnie do siebie przekonać. Trudno się ze mną zaprzyjaźnić. Nie ufam ludziom, oceniam ich pochopnie. Po jednym słowie, po wyglądzie.. Zwykle niesłusznie. W tym wypadku było inaczej. Znów pogrążyłam się w dumaniu. Ray przyglądał mi się sceptycznie, zapewne usiłował zgadnąć, o czym właśnie myślę. Shelly znów na mnie spojrzała.


- Misha! – skarciła mnie przyjaciółka.
- Ja pierdolę, Shelly. - warknęłam. Czyżby stwierdziła, że flirtuję z Rayem? Nie, coś musiało jej się pomieszać. Chociaż fakt, ona zawsze wyciągała pochopne wnioski. Przewróciłam oczami. Zlustrowałam wszystkich wzrokiem: Shelly, Franka, Daisy, Gerarda i Beatrice, i Mikey’ego.

A ja kocham Nathana. I tylko jego. Kocham go nad życie.

W jednej chwili, zauważyłam.. Zauważyłam, że Ray zniknął. Spojrzałam na Daisy pytająco, a ta wskazała mi drzwi. Westchnęłam cicho. Zeszkliły mi się oczy. Boże, nie. Nie chciałam płakać. Jestem twarda. Mhm, chciałoby się. Po moich policzkach mimowolnie spłynęło kilka łez. Dlaczego ja, do cholery, płakałam?! Skuliłam się w fotelu. Schowałam twarz w dłoniach i przymknęłam oczy. Czemu płakałam? Czemu Ray poszedł? Co zrobiłam? Czemu w ogóle czułam się bez niego dziwnie samotna? Myślałam. Cały czas myślałam, a później już było ciemno. Widziałam jakąś alejkę. Szarą, pustą alejkę. Raya i Nathana. Bili się? Coś podobnego. Siedziałam na zimnym chodniku, skulona. Patrzyłam, jak mój mąż walczy ze świeżo poznanym przeze mnie mężczyzną. Po co to wszystko? Nie tego chciałam. Jęknęłam zrezygnowana i patrzyłam na tę bójkę. Wkrótce nie mogąc wytrzymać zostawiłam ich samych. Świetnie, bardzo mądre. Jeszcze się tam pozabijają! Mimo wszystko nie miałam zamiaru wracać. Biegłam. Chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. Było mi zimno, padał śnieg, wiał wiatr. A ja płakałam. Wybiegłam na ulicę. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło. Zauważyłam, jak zza zakrętu wyjeżdża tir. Rozpędzony, wielki tir. I ja, drobna, nieporadna istota na środku jezdni. Wtedy poczułam uderzenie. Ból. A na końcu wszystko zniknęło. Wrzasnęłam. Znów słyszałam znajomy gwar, który zawsze panował w klubie. Co ja robię w klubie? Świetnie, zasnęłam. No tak. To był tylko sen. Zaczęłam sobie przypominać, co tak właściwie się działo. I co ja tu robię. Ludzie patrzyli na mnie zdziwieni. Zorientowałam się po jakiś pięciu minutach. I Ray, Daisy, Beatrice i reszta.. Zostawili mnie śpiącą. Wspaniale, pomyślałam. Zerknęłam na zegarek. Było już późno. Postanowiłam wrócić do domu. Wsiadłam w pierwszy autobus, który jechał w stronę mojego domu. Nie chciałam wracać sama do domu o tej porze. Wysiadłam na przystanku, zaledwie kilka metrów od domu. Paliły się światła. Duchy? Zaśmiałam się ironicznie. Wyjęłam z torby klucze, kiedy.. Ktoś wyskoczył z krzaków i wywalił mnie na ziemię.
- O kurwa. - mruknęłam zdezorientowana. Leżałam przez chwilę w bezruchu, po czym podniosłam się. Usłyszałam znajomy śmiech. Podszedł do mnie.. Nathan.
- Cześć, Kotku. – mruknął, po czym pocałował mnie czule na przywitanie. Dosłownie uginały się pode mną kolana. Nie spodziewałam się tego. Nigdy nie doświadczyłam tak miłego uczucia. Zaskoczył mnie. Nie widziałam Nathana od pół roku. Jezu, jak się za nim stęskniłam. Kiedy odzyskałam już świadomość i otrząsnęłam się z szoku, podeszłam do niego z wahaniem i przytuliłam go. Przymknęłam oczy i zatonęłam w jego ramionach. Jego dotyk, ciepła skóra, zapach jego perfum. Teraz właśnie zdałam sobie sprawę, jak straszliwie za tym tęskniłam. Nathan wziął mnie na ręce. Zaśmiałam się krótko, nadal wtulając się w jego ramię. Zaniósł mnie do sypialni. Poszłam wziąć zimny prysznic. Wyszłam po czterdziestu minutach, jak to miałam w zwyczaju. Te moje długie kąpiele. Wróciłam do Nathana przebrana już w koszulę nocną. Położyłam się na łóżku i uśmiechnęłam się sama do siebie. Przyjazd mojego męża zdecydowanie poprawił mi humor. Teraz Nathan wyszedł. Po kilku minutach samotnego leżenia, do którego z resztą byłam przyzwyczajona, wzięłam jakąś książkę, która leżała na szafce i zaczęłam ją czytać. Ziewnęłam. Wrócił po godzinie. Jezu, siedział tam dłużej ode mnie. Zaśmiałam się cicho na jego widok. Odłożyłam lekturę na bok i wtuliłam głowę w poduszkę. Nathan położył się obok mnie i przytulił mnie do siebie. Przymknęłam oczy i  oparłam głowę na jego ramieniu, po czym pocałowałam je kilkakrotnie. Byłam zmęczona. Próbowałam nie spać. Zamyśliłam się więc, wiedziałam jednak, że zaraz odpłynę. Ważna była tylko jedna rzecz. Mój Nathan. Mój Skarb do mnie wrócił. Ciekawe, na jak długo.

~ Dziękuję, Minnie. Ty wiesz czemu.

1 komentarz: