niedziela, 4 września 2011

Chapter two.

Jest dużo sarkazmu w moich tekstach bo nie uważam, aby muzyka powinna być brana poważnie. To forma ucieczki od bzdur, z którymi dzielisz codzienność.


Obudziłam się rano ze strasznym bólem głowy. Gerard leżał koło mnie i tak słodko spał. Potrząsnęłam nim lekko jednak po chwili zdecydowałam, że lepiej go nie budzić. Wstałam więc i wyszłam do kuchni. Natknęłam się na leżących w przedpokoju Shelly i Franka. Zaśmiałam się na ich widok i wzięłam się za smażenie naleśników. Zmiksowałam wszystkie składniki w misce i zaczęłam powoli wylewać masę na patelnię. Uśmiechnęłam się sama do siebie i przymknęłam oczy pod wpływem zapachu naleśników.
W jednym momencie poczułam na sobie czyjś dotyk. Ktoś podszedł do mnie od tyłu i zakrył mi oczy dłońmi.
- Zgadnij kto to. – usłyszałam cichy, melodyjny głos. Od razu wiedziałam, kim jest jego właściciel.
- Gerard? Cześć.. – szepnęłam i przysiadłam na bufecie. Chłopak objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Spojrzałam w jego oczy. Ten pocałował mnie. Z początku robił to delikatnie, później jednak znacznie pogłębił pocałunek. Nie pozostawałam mu dłużna i odwzajemniałam jego pieszczoty coraz zachłanniej. Ten musnął kilkakrotnie moją szyję i ramię. Po chwili zorientowałam się, że.. Zaczęło się palić. Wrzasnęłam i gwałtownie odsunęłam się od płonącej patelni. Gerard otworzył szerzej oczy i ostrożnie cofnął się do tyłu. Usłyszałam czyjeś kroki. Tak, to była Beatrice.
- Eee.. Nie powinniście może tego zgasić? – spytała, patrząc na rozprzestrzeniający się ogień. Wyjęłam telefon z kieszeni i.. Zaczęłam się śmiać. Cała sytuacja po prostu mnie rozbawiła. Dziewczyna rzuciła mi piorunujące spojrzenie. Bez względu na wiek była bardzo dojrzała i nie potrafiła zignorować zaistniałej sytuacji. Po chwili w kuchni pojawili się Shelly i Frank, widocznie zbudzeni zapachem spalenizny.
- Co wyście odwalili?! – wrzasnęła dziewczyna i spojrzała na nas pytająco.
- No.. No całowaliśmy się i naleśniki się spaliły. – wyjąkałam głupio się szczerząc.
- Aha, świetnie. Znalazłaś sobie powód do śmiechu. Zadzwońcie do cholery po straż! – syknęła.
Kręciłam się spanikowana po pokoju i patrzyłam, jak ogień się rozprzestrzenia. Nie chcąc dłużej czekać wzięłam gaśnicę i zaczęłam gasić kuchenkę. Odsunęłam się na bezpieczną odległość. Po dwudziestu minutach walki ognia już nie było. Beatrice pobiegła do łazienki, gdzie spał nieświadomy niczego Mikey. Chłopak wyszedł z wanny i udał się do kuchni. Przewrócił oczyma i położył się na kanapie w salonie. Beatrice podeszła do niego, a ten zdenerwował się tylko. Warknął na dziewczynę i wstał z łóżka. Zaczął nerwowo kręcić się po kuchni. Wyszedł z domu.
Minęła godzina. Dwie. Trzy. Minął cały dzień, a jego nie było.  Nie powiem, miło go spędziliśmy. Ray siedział w domu, Misha z Nathanem, Mikey zniknął, a Beatrice niepotrzebnie się zamartwiała. A ja z Gerardem, Frankiem i Shelly świetnie się bawiłam i miałam wszystko gdzieś.
Była dwudziesta. Beatrice wpatrywała się niewidocznie w telewizor. Usiadłam obok niej.
- Beatrice, co się dzieje? – spytałam, patrząc na dziewczynę. Ta kiwnęła głową wskazując na telewizor. Zaczęła płakać, a ja patrzyłam w ekran. Po chwili moim oczom ukazał się straszny widok. Zamarłam. Na ekranie migotały światła karetek, a dziennikarka wypowiedziała kilka słów, które zmroziły mi krew w żyłach.
„Mikey Way został postrzelony. Gitarzysta zespołu My Chemical Romance może umrzeć. Chłopak został znaleziony niedaleko klubu River Rock. Ma rany w ręce i brzuchu.”
- Gerard.. – szepnęłam, po czym podeszłam do chłopaka. Byłam blada, ledwo trzymałam się na nogach, a po chwili zorientowałam się, że oczy mam czerwone od łez. Ten machnął tylko ręką i pokręcił głową. Beatrice rzuciła mu oburzone spojrzenie.
- Jedziemy tam! Wyłączcie telewizor, musimy jechać do Mikey’ego! – wykrzyknęła spanikowana po czym podbiegła do mnie i przytuliła głowę do mojego ramienia, szlochając.
- Spokojnie, Beatrice, no już. – szepnęłam, gładząc ją po włosach. Musnęłam jej czoło i objęłam ją lekko. Frank i Gerard niechętnie wyszli za nami. Zostawiłam otwarte okna, bałagan, jednak nie to się teraz liczyło. Weszłam do samochodu, reszta  wsiadła zaraz za mną.
- Zapnijcie pasy. – mruknęłam, po czym włożyłam kluczyk do stacyjki. Nacisnęłam sprzęgło, przekręciłam kluczyk i ruszyłam. Nie byłam najlepszym kierowcą – samochód skręcał na boki, słychać było pisk opon. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu, zatrzasnęłam drzwi i wbiegłam do szpitala, a za mną Gee, Frankie, Shelly i Beatrice. Jakaś pielęgniarka próbowała nas zatrzymać. Chłopcy schowali się za rogiem, a my podeszłyśmy do niej.
- Gdzie leży Mikey Way? – spytała Shelly patrząc na kobietę ze złością. Ta tylko przewróciła oczami.
- Kolejne napalone fanki.. Wezwij ochronę, Dave. – mruknęła do stojącego obok mężczyzny.
- Nie, to nie tak! My nie jesteśmy fankami. Ej, chodźcie! – krzyknęłam do Gerarda i Franka. Pielęgniarka otworzyła szeroko usta i rzuciła się na Frankiego.
- Spokojnie! Czy pani nie rozumie, że nasz przyjaciel został postrzelony? On może umrzeć, niech pani nas tam puści. – powiedziała zdenerwowana Shelly i odepchnęła kobietę na bok. Ta obruszona pomaszerowała do swojego gabinetu. Wbiegłam do sali, gdzie leżał Mikey. Wszyscy usiedliśmy przy jego łóżku. Ja na brzegu łóżka, Gee i Frankie pod ścianą, Shelly na jakimś krześle a Beatrice na parapecie. Wpatrywałam się w chłopaka sucho, czując, jak po moich policzkach płyną kolejne łzy.
Minęły.. Nie wiem, może trzy, cztery godziny? Cały czas siedzieliśmy w sali, w milczeniu. Ta cisza mnie zabijała. W jednym momencie zauważyłam, jak Mikey poruszył ręką. Jego dłoń zadrżała. Zaczął oddychać. Wypowiedziałam cicho imię chłopaka, a wszyscy zerwali się na równe nogi.
- Ciszej.. Nie chcę zamieszania. Mikey..? – spytałam chłopaka, gładząc go po dłoni. – Mikeeeeey?
Ten znów drgnął i uchylił z trudem jedno oko, później drugie. Patrzył mi w oczy.
- Jestem w niebie? – spytał, przecierając oczy.
- Nie, Skarbie.. – wymsknęło mi się. – Jesteś w szpitalu. Zostałeś postrzelony i leżysz w sali. Pamiętasz mnie? Jestem Daisy, a to jest Gerard, Shelly, Frank i.. – nie zdążyłam dokończyć.
- Tak, pamiętam.. – powiedział smutno. Podciągnął się lekko na łóżku i złapał się za brzuch. – Czy mogę na chwilę zostać sam z Daisy? – spytał innych. Wmurowało mnie, jednak nie dałam tego po sobie pokazać. Wszyscy wyszli, a Gerard rzucił bratu nienawistne spojrzenie.
- Biedaczku.. Leżysz w szpitalu, jesteś w złym stanie, a ten się na tobie wyżywa. Co za brat. – mruknęłam, jednak ten uciszył mnie zdecydowanym gestem. Położył palec na moich wargach.
- Daisy, przybliż się. – szepnął. Brzmiało to surowo, jakby rozkaz. Ujął moją twarz w obie dłonie, a jego usta odszukały moje z żarliwością, której niedaleko było do brutalności. Wyczułam, że rozgniewał się kiedy natrafił na mój bierny opór. Jedną dłoń przesunął mi na kark i wplótłszy palce w moje włosy, zacisnął je tuż przy skórze, a drugą schwycił mnie mocno za ramię, aż na moment straciłam równowagę. Przyciągnął mnie do siebie. Dłoń z ramienia przesunęła się ku nadgarstkowi szarpnięciem zmusiła mnie, żebym objęła go za szyję. Cały ten czas zapamiętale mnie całował, próbując wykrzesać ze mnie choć odrobinę entuzjazmu. Zyskawszy pewność, że się nie odsunę puścił mój nadgarstek i uwolnioną ręką zawędrował w okolice mojej talii, gdzie rozogniona dłoń odnalazła w plecach zagłębienie na linii bioder. Jego usta oderwały się od moich. Wpierw przeniósł się na skraj mojego policzka a potem podążył w dół szyi. Wyplątane z włosów palce sięgnęły mój drugi nadgarstek, żebym przytuliła go obiema rękami. Kiedy trzymał mnie już oburącz w pasie jego wargi znalazły się koło mojej skroni. Gniew rozlał się po mnie z taką siłą, jakbym dopiero co dostała w twarz. Tego było za wiele – nie przestrzegał żadnych zasad! Ignorując ból, który towarzyszył ściskaniu przez Mikey’ego moich nadgarstków, złapałam obiema rękoma tyle jego blond włosów, ile tylko mieściło mi się w garściach, i spróbowałam go od siebie odciągnąć. Tyle że mylnie to interpretował. Był zbyt wytrzymały, żeby zorientować się, że chcę sprawić mu ból i tym samym powstrzymać. Moje rozeźlenie wziął za objaw namiętności. Pomyślał, że oto w końcu odpowiadam na jego pieszczoty. Dysząc ciężko, wpił się znowu w moje wargi. Jeśli mój wcześniejszy przypływ gniewu rozluźnił i tak już słaby chwyt, którym czepiałam się samokontroli, to niespodziewany odzew chłopaka na moje domniemane podniecenie wytrącił mi ją z rąk. Mózg odłączył mi się od ciała i ani się obejrzałam, całowałam Mikey’ego z taką samą gorliwością, jak on mnie. Był wszędzie. Padające przez okno ostre słońce zabarwiło przestrzeń pod moimi powiekami na czerwono i kolor ten idealnie pasował do tego, co się między nami działo. Widziałam, słyszałam i dotykałam tylko jego. Jedyny skrawek mojego mózgu, w którym ostały się resztki rozsądku bombardował mnie pytaniami. Dlaczego tego nie przerywałam? Dlaczego, co gorsza, nie chciałam tego przerywać? Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie. Patrzyłam chłopakowi głęboko w oczy, nic nie mówiąc.
- Dlaczego.. Dlaczego to zrobiłeś? – wykrztusiłam, kiedy wróciła mi mowa. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa przez kilka minut. Tylko wpatrywałam się w Mikey’ego.
- Bo.. Bo Cię kocham. – szepnął, patrząc w moje oczy.
- To.. To jest absurd, nawet tak nie mów! – warknęłam, a łzy spłynęły po moich policzkach.
- Daisy, spokojnie. Nie żartuję, jestem w tobie zakochany. Darzę cię szczerymi uczuciami, ale Gerard.. Nie mów mu nic, dobrze? – mruknął. Widziałam w jego oczach ból, gdy wspominał o bracie.
- O czym masz mi nie mówić? – spytał Gerard. Zamurowało mnie. Chłopak nagle wszedł do sali wpatrując się w nas. Mrugnął nerwowo oczami, lustrując podejrzliwie Mikey’ego.
- Bo.. Mikey mnie pocałował! – wymamrotałam, po czym do końca się rozpłakałam. Gerard podszedł do brata i wymamrotał coś pod nosem. Wziął z szafki wazon i rzucił nim o ścianę. Przygotowałam się na cios, jednak chłopak ominął mnie. Teraz uświadomiłam sobie, co czuję. I do kogo.

~ Lilly, ten rozdział jest dla Ciebie. Nie zupełnie to, czego się domagałaś, jednak mam nadzieję że Ci się spodoba.

2 komentarze:

  1. świetne opowiadanie ;*
    bardzo mi się spodobało ;)
    DOBRA ROBOTA!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne opowiadanie, czekam na kolejne rozdziały. :D

    OdpowiedzUsuń