środa, 21 września 2011

Chapter three.

~ A tak serio, to nie ma znaczenia czy jesteś papieżem, czy Barackiem Obamą, czy też Bono albo Bjork – niektórzy ludzie będą cię uwielbiać, a niektórzy nienawidzić. Możesz być kolesiem wałęsającym się po ulicach albo najsławniejszą osobą na świecie, to bez znaczenia. Niezgoda i opozycja są, niestety, częścią człowieczeństwa. Nie znam jeszcze artysty, który by nie zaznał jakiejś formy krytyki.

Siedziałam na korytarzu oczekując momentu, kiedy Mikey wpuści nas do sali. Nie wiedziałam co myśleć o tym wszystkim, o tej całej głupiej sytuacji. Miałam dość. Byłam wściekła, a może smutna.. Nie, ja po prostu byłam w szoku. Byłam bezapelacyjnie zakochana w Mikey’m. To było najgorsze w tym całym koszmarze. I co ja mam z tym zrobić? Nie mogłam dłużej czekać w niepewności. Zadrżałam. Wstałam z krzesła i wbiegłam do sali. Wpadłam na Gerarda. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Chłopak wyglądał na zdenerwowanego.
- Coś się stało? – spytałam, marszcząc brwi. Na łóżku Daisy i Mikey  patrzyli sobie w oczy, przytulając się. Od razu zrozumiałam, co się święci. Bez słowa chwyciłam Gerarda za rękę i wyszłam z pomieszczenia. Ten tylko spuścił wzrok.
- Jak ona mogła..? Jak on mógł..? Jak oni mogli..? – mruknął pod nosem.
- Gee, wiem co czujesz. – w tym momencie złapałam go za ramiona. – Dobrze wiesz, że czułam coś do Mikey’ego, a oni.. Zachowali się jak dzieci. Daisy jest moją przyjaciółką. Nie dość, że zachowała się tak wobec ciebie to jeszcze ukradła mi miłość mojego życia. Ona zawsze taka była. Teraz jeszcze bardziej jej nienawidzę. Jak mogła cię zranić? Ciebie Gerard, takiego faceta! Masz wszystko, na czym jej by zależało. A zostawiła cię dla Mikey’ego. Wiesz, teraz sądzę, że nie było warto. Co za dzieciak. Dobrze, spójrzmy na to inaczej. Zapomnij o niej, Gerard! Nie warto marnować czasu. Znajdziesz kogoś lepszego, kto będzie cię szanował i nie będzie całował się z twoim bratem.. – zaśmiałam się cicho. – Daisy to strata czasu. Wygląda na to, że ja też traciłam czas, ubiegając się o względy Mikey’ego. Ty nie będziesz się martwił o Daisy, ja nie będę się martwić o niego. Ich decyzja. Tak, wiem, że teraz będziesz patrzył na niego z nienawiścią, ale kiedyś ci minie. Koniec! Mamy siebie. Mamy przyjaźń, a to bardzo ważna rzecz. Oni nas nie obchodzą. – wzięłam głęboki oddech, bo powiedziałam wszystko na jednym wdechu. Gerard nic nie mówiąc, uśmiechnął się i musnął mój policzek.
- Wow, ale przemowa. Chyba mnie przekonałaś. Chodźmy. – powiedział i wziął mnie na plecy. Na jego twarzy cały czas malował się piękny uśmiech. Zaśmiałam się na jego gest.
- Co ty robisz? – spytałam nieco rozbawiona. Ten trzymał mnie mocno, abym nie spadła.
- Nic takiego. – odparł. – Idziemy coś zjeść? – spytał, patrząc na mnie kątem oka.
- Jasne. – mruknęłam, nadal się uśmiechając. Czułam się taka szczęśliwa.. Aż do czasu. Wyszliśmy ze szpitala. – Może już mnie puścisz? Ludzie się na nas gapią.. – szepnęłam i zarumieniłam się. Wokół Gerarda zgromadziły się jakieś rozwrzeszczane dziewczyny.
- Zaczekaj chwilę, Beatrice.. Schowaj się tam za rogiem, bo ciebie też zaatakują. – jęknął. Skinęłam głową i schowałam się za rogiem starej kamienicy. W jednej chwili poczułam na szyi uścisk. Zauważyłam przed sobą jakąś dziewczynę. Miała blond włosy. Oczy miała spuchnięte od płaczu. Cała się trzęsła. Miała na sobie jakiś wyciągnięty sweter. Wyglądała niemalże jak jakaś przybłęda.
- Ty.. Jak mogłaś?! Jak mogłaś mi to zrobić, do cholery?! – zaczęła się na mnie wydzierać. Otworzyłam szerzej oczy. Dziewczyna wymierzyła mi cios w policzek.
- O czym ty mówisz? Dziewczyno, ja ciebie nawet.. – nie zdążyłam dokończyć.
- Ani słowa! Zapłacisz mi za to! Myślisz, że ujdzie ci to na sucho?! Gerard nie jest twoim przyjacielem. Znam go odkąd pamiętam. Nie znasz jego drugiego oblicza. To zły człowiek.. On chce cię wykorzystać, czy zrobić ci coś równie złego! Chce cię porwać, sprzedać, wywieść za miasto, czy co tam jeszcze.. Nie ufaj mu! – mruczała zapłakanym głosem. Dłoń, którą przyciskała do mojej szyi stopniowo utrudniała mi oddychanie. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
- Chcesz mnie uchronić..? – spytałam, ze łzami w oczach. To jakiś głupi żart! Boże, w co ja się wplątałam. A jeśli on naprawdę jest niebezpieczny? Nie.. Przecież ufam Gerardowi. To jakaś wariatka.
- Skarbie, kto powiedział, że ja chcę ci pomóc? Działam razem z nim.. – szepnęła, unosząc brwi. Zagwizdała. Zorientowałam się, że obok stał jakiś czarny Jeep. Z samochodu wysiadło trzech mężczyzn. Jeden związał mi ręce i nogi liną, drugi zakleił mi usta taśmą. Trzeci wziął mnie na ręce. Zaczęłam się szarpać, a ten wrzucił mnie do bagażnika. Zamknął go i zostawił mnie samą. Po moich policzkach mimowolnie spłynęły łzy. Chciałam się uwolnić. Co miało się ze mną stać? Co to za ludzie? Dlaczego wplątują w to Gerarda? Co oni w ogóle ode mnie chcą? Co ze mną zrobią? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi. Nie znam Gerarda zbyt długo, ale wiem, że nie zrobiłby czegoś takiego. Nie byłby do tego zdolny. Po chwili zorientowałam się, że samochód ruszył. Nigdy wcześniej się tak nie bałam. Droga minęła mi wyjątkowo szybko. Poczułam, że auto zaczęło się lekko bujać. Widocznie jechaliśmy po jakichś wertepach. Byłam na tyle zszokowana, że nie zwracałam uwagi na rozmowy moich oprawców. Samochód zatrzymał się.
- Jesteśmy na miejscu, Mesmerize. – usłyszałam baryton jednego z mężczyzn.
- Wyjmij ją. – rozkazała surowo posiadaczka owego dziwnego imienia. Po chwili usłyszałam, jak jeden z nich otworzył bagażnik. Rzucił mnie na ziemię. Gdyby nie taśma, z moich ust wydobyłby się krzyk. Poczułam, jak kamienie wgniatają mi się w brzuch. Dziewczyna zatrzasnęła drzwi i pociągnęła mnie za sobą. Weszła do jakiegoś garażu. Rozsiadła się wygodnie w fotelu, a mnie położyła w kącie. Zabijała mnie swoim dzikim spojrzeniem. Miałam wrażenie, że zaraz się na mnie rzuci. Ta natomiast tylko wpatrywała się we mnie z szerokim, bezczelnym uśmiechem. Podeszłą do mnie i zerwała taśmę z moich ust. Zamrugała nerwowo oczami i wróciła na swoje poprzednie miejsce.
- O co tutaj chodzi..? – spytałam ze łzami w oczach, gdy już odzyskałam mowę.
- Spytasz się swojego ukochanego. – odpowiedziała, tym razem w jej głosie wyczułam dziwną niechęć. Próbowałam się wyrwać, lecz na próżno. Oczywiście jeszcze kilka razy oberwałam w twarz. W jednej chwili zadzwonił mój telefon. Dziewczyna wyjęła go z kieszeni.
- Gerard? O, cześć, jak miło cię słyszeć po tak długim czasie.. Spokojnie skarbie, coś ty taki nerwowy? – próbowałam cokolwiek zrozumieć z ich rozmowy, niestety nie słyszałam słów Gerarda. Westchnęłam ciężko.
- Jasne. – usłyszałam kolejne słowo dziewczyny, nadal jednak nie wiedziałam do czego nawiązuje ich rozmowa. Westchnęłam cicho, szarpiąc się. Mes rzuciła telefonem o ścianę i wyszła. Mężczyźni podeszli do mnie i zlustrowali mnie wzrokiem. Ręce i nogi cały czas miałam związane.
- Pobawimy się trochę. - powiedział jeden z nich, uśmiechając się bezczelnie. Otworzyłam szerzej oczy.
- Co.. Nie! Nie, nie ma mowy! - wrzasnęłam, kiedy jeden z nich uderzył mnie w twarz.
- Zamknij się. - warknął drugi i powoli zaczął rozpinać moją bluzkę. Z początku próbowałam się im wyrwać, ale czy to miało jakikolwiek sens? Byłam związana, uwięziona w jakimś burdelu z trzema brutalnymi facetami. Odpuściłam. Nie chciałam tego, ale nie miałam przy nich szans.
- No, grzeczna dziewczynka. - usłyszałam. Po moim policzku spłynęło kilka łez. - Nie bój się, to nie będzie bolało.. - kontynuował. Nie odzywałam się. Pozostałam w bezruchu. Jeden z nich zerwał ze mnie bluzkę. Przełknęłam głośno ślinę. Drugi przesuwał dłońmi wzdłuż mojej talii i bioder. Odwróciłam głowę i zamknęłam oczy, próbując nie myśleć o tym, co chcą mi zrobić. Rozwiązali mnie. Chwilę później stałam już zupełnie naga. Usiadłam w kącie i skuliłam się, jednak poczułam na ramieniu masywną dłoń któregoś z mężczyzn.
- Wstawaj, dziwko. To jeszcze nie koniec. - usłyszałam. Siedziałam w kącie. Kilka razy jeszcze oberwałam, jednak nie śniło mi się nawet, żeby wstać. W końcu wszyscy wyszli z garażu, klnąc coś pod nosem. Szybko się ubrałam. Uwolniłam się od nich, nareszcie. Każda minuta w tym miejscu trwała wiecznie. Pierwszy raz od spotkania z Gerardem uśmiechnęłam się - ominęło mnie największe piekło. Teraz tylko się wymknę i będzie dobrze. Wrócę do Gerarda i.. Właśnie! Gerard. Cholera jasna. Przecież on jest z Mesmerize w tym tajnym klubie.. Nie ważne. Wyjadę za granicę, będę miała spokój. Tym czasem nie będę się niczym przejmować, chcę się tylko stąd uwolnić. Resztą zajmę się później. Wyszłam z garażu, rozejrzałam się. Nikogo nie było. Tylko znajomy samochód.. O kurwa.
- Gerard.. - wyszeptałam sama do siebie. Po chwili ujrzałam mojego czerwonowłosego przyjaciela. - Co to za plan? Co ona pierdoli? W co ty się wmieszałeś, co ty mi chcesz zrobić?! - zaczęłam się na niego drzeć.
- Beatrice, Skarbie.. Przepraszam. Wszystko ci wytłumaczę. Ale najpierw obiecaj mi, że nie uwierzysz w żadne jej słowo.


~ Wielkie podziękowania dla Roksany/Sweet Blood. Jesteś wielka. <3

4 komentarze:

  1. Zaglądam ;) Fajnie piszesz, miło się czyta.
    Da się jakoś obserwować? Nie widzę opcji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za podziękowania :*
    Aż mi się tak cieplej w serduchu zrobiło....♥♥
    Ale to ty jesteś wielka , te rzeczy które piszesz są niesamowite ♥
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Obserwuję, dzięki za instrukcję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaskoczyłaśmnie tym rozdziałem.
    Co nie znaczy, że nie jest GENIALNY! ♥
    Pozdrowienia :*

    OdpowiedzUsuń